Konflikt
Konflikt potrafi być niezłą psują. A jak już napsuje, to trzeba te nasze relacje potem naprawić.
Konflikt a relacje
Jeden z moich ulubionych terapeutów relacji, Terry Real, powiedział kiedyś, że „relacje to niekończący się taniec harmonii, dysharmonii i działań naprawczych. Bliskości, rozłamu, bliskości. Jak chodzenie. Balans, brak równowagi, balans”. Konflikt w tym układzie tanecznym to dysharmonia, rozłam i brak równowagi.

Czym jest konflikt?
Konflikt jest czasem jak meteor. Letnia burza. Garnek bulgoczącej zupy. Co człowiek, to inne skojarzenie. W konflikcie się jakoś zderzamy: a to z powodu przekonań i wartości, a to z powodu niedoinformowania, czy nie takiej komunikacji, czasem ze strachu przed odrzuceniem i stratą.
Kłócić możemy się na wielu poziomach.
Powszednio-roboczym: „Kto obierze dziś ziemniaki na obiad i pójdzie na tą cholerną wywiadówkę”?
Przekonaniowym: „Gdybyś była inteligentna, to byś się domyśliła. Przecież to oczywiste”. I na tym najbardziej głębokim: „Znowu się mnie nie zapytałaś o zdanie. W tym domu to ja już nie mam nic do powiedzenia”. Kto choć raz sobie tego nie pomyślał lub nie miał na czubku języka, niech pierwszy rzuci kamień.
I takie już ludzkie życie, że ten konflikt w relacji mamy jak w banku.
Amerykańskie małżeństwo Gottmanów, już szmat czasu badające, co wpływa na trwałość relacji, twierdzi, że zdrowa relacja to taka, w której proporcja kłótni do czasu bez konfliktu to 1:5. Bośmy czasem w biegu, czasem w odcięciu od siebie, tu nas coś boli, albo najzwyczajniej w świecie po prostu się nie wyspaliśmy. Lub to, co się między nami dzieje, przypomina nam trudne przeszłe wydarzenia i relacje.
Kłótnia nie zagrozi naszej relacji, jeśli nie utkniemy w cyklu: przejdziemy od bliskości, przez konflikt, do naprawy.
Jak konflikty wpływają na relacje?
Jeśli w tym naszym relacyjnym tańcu nie nastąpi krok trzeci: próba naprawy – konflikt okazuje się być niezłą psują.
Konflikt to ciche dni, ironiczne uwagi, prychanie, „Ty zawsze”, „A ty w ogóle”, „Wszystko to twoja wina” – odziedziczony po przodkach zestaw narzędzi do wyrażenia tego, że nas boli, tak żeby ktoś inny poczuł to na własnej skórze, mamy całkiem pokaźny.
Jeśli w tym miejscu w relacji utkniemy, to niechybnie zaczniemy budować między sobą mur. Każdy następny nierozwiązany spór dołoży do niego cegiełkę. Powoli zaczniemy tracić bliskość i zaufanie, a przestrzeń między nami wypełnią złość, smutek i rozczarowanie. Relacja stanie się polem bitwy: coraz bardziej samotni stworzymy zasieki, okopy, warowne zamki otoczone fosą. Niby będziemy razem, ale coraz bardziej osobno.
I żeby była jasność: wszyscy czasem utykamy. Ja też. Bo nikt mnie za młodu nie uczył, jak przejść przez kłótnię. Miały być przeprosiny, zgoda i koniec, a cała złość pochowana w przepastnej skrzyni grzechotała gdzieś na dnie serca. A i sposoby na konflikt i relację, przywiezione do Polski z zamorskich krajów całkiem niedawno, są czasem jeszcze świeżutkie jak ciepłe bułeczki.
Dobra wiadomość jest taka:
przez konflikt często da się przebrnąć
i są do tego stworzone fajne narzędzia!

Porozumienie bez przemocy – sztuka dialogu w konflikcie
Jedną z moich ulubionych metod zajmowania się relacją i konfliktem: Nonviolent Communication (NVC), stworzył – dacie wiarę, że w poprzednim stuleciu – Marshall Rosenberg. Mamy już wielu kontynuatorów jego pracy;
wspomnieni wyżej Gottmanowie oparli swój model pracy z parą na Marshalowym „wynalazku”.
A co to za narzędzia?
Ano słuchanie; mówienie o sobie, zamiast oskarżania drugiej strony; umiejętność obejrzenia, jak sprawa wygląda z perspektywy osoby, z którą się kłócę; przede wszystkim zaś wgląd w to, co jest dla mnie ważne i ile jeszcze w tym napięciu pomieszczę.
Są wśród trenerów NVC tacy, którzy konflikt lubią albo choć uznają go za wielce fascynujące zjawisko. Ja osobiście nie jestem dziką fanką, przy moim wysokowrażliwym układzie nerwowym konflikt to jak podnoszenie ciężarów na siłce. Ale od podnoszenia ciężarów jeszcze nikt nie zginął, wręcz przeciwnie; wyrobił sobie niezłe mięśnie.
„Tym, których kochasz, daj skrzydła,
by mogli latać, korzenie, żeby chcieli wrócić
i powody dla których mieliby zostać”.
Dalai Lama
Jakie to uczycie przejść całkowicie przez konflikt? Musicie wiedzieć, że konflikt ma kilka etapów.
Etapy konfliktu
Jakie to uczycie przejść całkowicie prze konflikt? Musicie wiedzieć, że konflikt ma kilka etapów.
Pierwszy, najtrudniejszy, to ten moment, w którym nas coś zaskoczy, jeszcze nie bardzo wiemy co, i dosłownie rośnie nam ciśnienie. To ten etap, kiedy wyciągamy oręż z rękawa i często padają słowa, które bolą i których potem żałujemy.


I to jest ten moment – drugi etap, kiedy trzeba się zatrzymać i złapać, co się wydarzyło i co się w związku z tym dzieje ze mną. Czasami trwa to godzinę, czasami dzień, może być i miesiąc, czasami potrzebne nam jest po prostu wsparcie.
Jak już to mamy i opadną nam pierwsze nerwy, może będziemy w stanie wysłuchać, jak to wygląda z tej drugiej strony. Ta faza operacji potrafi być burzliwa, zwłaszcza jeśli nasz mózg lubi szukać winnych lub uwielbia mieć rację.
Jeśli i przez to przebrniemy, na końcu czeka nas etap, w którym powoli powraca nić porozumienia: zaczynamy słyszeć, że coś nas zabolało. I może w tym miejscu damy radę ze sobą posiedzieć. Może przeprosić, może usłyszeć, że nam ciężko. I zastanowić się, co zrobić, kiedy ta sama sytuacja przytrafi nam się po raz kolejny. Co to jest za ulga być usłyszanym. I moc, że potrafiliśmy sobie razem z tym trudnym poradzić. Konflikt może zaboleć, ale jest coś więcej. Jesteśmy w tym razem.
Jak mawia Terry Real: „Bliskość, rozłam, bliskość”.



